Ciocia zza granicy
Odcinek 5. Podcastu "Na Obczyźnie"
Ala na Obczyźnie
5/31/202319 min read
Ciocia zza granicy
"Życie jest jak pociąg, każda stacja ma sens. Czasem trzeba zapomnieć o jednej, żeby wjechać na drugą." - Dana Klytta
Jak wielu z nas ma ciocię zza granicy? Ciocię z Niemiec? Ciocię z Ameryki? Ciocię z Anglii? Ja jestem ciocią z Anglii! haha
W tym odcinku opowiadam o mojej rozmowie z moją ciocią, która od 35 lat mieszka w Niemczech. Podczas tej rozmowy zrozumiałyśmy się na innym poziomie. Jednak okazuje się, że podobne doświadczenia łączą ludzi bez względu na wiek. W naszym przypadku połączyła nas emigracja.
Zgodziłyśmy się, że życie jest najlepszym nauczycielem. Życie nauczyło ciocię niemieckiego, otworzyło na świat i pozwoliło uwierzyć w siebie. To jest historia, która może Ci być znana z własnych doświadczeń i dodać otuchy jeśli czujesz się osamotniony/a. Zapraszam do wysłuchania.
Ściskam,
Ala @alanaobczyznie
P.S. Spis odcinka:
0:00 wstęp
0:30 sen o Warszawie
2:00 Polacy lubią migrować
2:45 ciocia z Niemiec
5:08 wyjazd i śląskie pochodzenie
7:30 kotwica w nowym świecie
8:35 inna "normalność" i nowy język
12:14 życie nauczy Cię języka
14:50 dwujęzyczność
19:20 Polacy na emigracji
21:27 otwartość na świat
22:55 emigracja łączy
24:35 najtrudniejsze momenty to najlepsze lekcje
27:01 odwaga i strach
27:45 zakończenie
***
[wstęp]
Cześć z tej strony Ala Polmańska i witam Cię serdecznie w podcaście "Na Obczyźnie". Tu usłyszysz wywiady z Polakami, którzy aktualnie mieszkają gdzieś na emigracji poza naszym krajem, a także historie naszych odważnych przodków, którzy wyjechali lata temu, a ta decyzja wpłynęła pozytywnie na naszą kulturę, historię, a nawet świat. Kliknij, obserwuj i zapraszam Cię do wysłuchania dzisiejszego odcinka.
***
Kiedyś przyśniła mi się taka sytuacja, że byłam w Warszawie w jakiejś restauracji, gdzie robiłam prezentację biznesową. Stałam na takim podeście, który robił za scenę i mówiłam do ludzi, którzy siedzieli w publiczności. To było takie dość duże, duże pomieszczenie, więc sporo ludzi się tam zmieściło. Zapytałam ich, poprosiłam ich o to, żeby podniósł rękę każdy, kto myślał kiedykolwiek o wyjeździe do innego kraju. I tak naprawdę rękę podniosła większość osób, które tam były w tym miejscu za mną. A potem poprosiłam o to, żeby pozostawili ręce w górze tylko te osoby, które faktycznie spróbowały wyjazdu, pojechały gdzieś, zobaczyły, jak się żyje w innym świecie, w innym kraju i spróbowały emigracji po prostu. I wtedy tak naprawdę zostało... Z lasu rąk zrobiło się tylko pojedyncze osoby, pojedyncze osoby, pojedyncze ręce w górze. Moim ostatnim pytaniem do nich było, żeby podnieśli ręce z powrotem ci, którzy znają kogoś, mają kogoś w rodzinie, kto wyjechał. I w tym momencie podniosły ręce wszystkie osoby, które były na tym evencie. Mimo tego, że to był mój sen, to naprawdę obrazuje to, że naprawdę my jako Polacy jesteśmy narodem lubiącym migrować i lubiącym szukać lepszych możliwości w innych miejscach. To ma swoje oczywiście plusy i minusy. Każdy ma na ten temat inną opinię, ale jak wielu z nas tak naprawdę ma ciocie z Niemiec albo ciocie z Ameryki, ciocie z Anglii. Teraz jest taki trend na ciocię z Anglii. Ja jestem ciocią z Anglii słuchajcie. Trochę się to zmienia i kierunki emigracji się też zmieniają z biegiem czasu, ale faktycznie w rodzinach jest chociaż jedna osoba w jakiejś większej rodzinie, która faktycznie wyjechała i w moim przypadku jestem tą osobą właśnie ja. Ale też mam ciocie z Niemiec i z moją ciocią postanowiłam porozmawiać na temat w ogóle emigracji, bo jest to doświadczenie, które nas połączyło i mimo tego, że jest między nami duża różnica wieku i tak naprawdę dopiero teraz porozmawiałyśmy na tak poważne tematy. Zawsze wiecie to jest ciocia, nie widziałyśmy się, nie widujemy się zbyt często, ale jak się do nich przyjeżdżało, to zawsze się przyjeżdżało z mamą, z całą rodziną, więc jakby nie miałam nigdy takich bezpośrednich relacji z moją ciocią na tematy takie emigracyjne. I to jest taki dość poważny temat, bo to się wiąże z jakimiś tam emocjonalnymi doświadczeniami, więc na pewno jest to temat, który gdzieś tam ludziom na sercu leży, a szczególnie tym, którzy wyjechali, wyjechali z Polski.
Postanowiłam z ciocią porozmawiać na ten temat. Moja ciocia Danka, siostra mojej mamy, wyjechała do Niemiec w 1988 roku, więc ja nie znam jej wersji, nie znam jej wersji cioci z Polski. W sensie nie znam cioci z Polski wcale. Dla mnie ciocia zawsze była w Niemczech, bo wyjechała tam, zanim ja się w ogóle pojawiłem na świecie. Pamiętam jej telefony, które dzwoniła, dzwoniła często do mojej mamy i pamiętam jak odbierałam jej telefon. Pamiętam to, że mówi po niemiecku i że mówiła po niemiecku dużo. Pamiętam moje kuzynostwo tak samo, które też mówi po niemiecku i po angielsku, więc jak rozmawialiśmy kiedykolwiek to posługiwaliśmy się jedynie językiem angielskim, ponieważ ja języka niemieckiego dobrze nie znam. Mimo tego, że uczyłam się parę lat niemieckiego w szkole, to dzisiaj potrafię powiedzieć "Ich habe keine ahnung", czyli nie mam zielonego pojęcia. To jest jedyne zdanie, które znam po niemiecku hehehehe, więc pewnie mi się przyda w niektórych sytuacjach. Mogę sobie wyobrazić, że przyda mi się w wielu sytuacjach, bo to jest dobre zdanie. Praktyczne, ale, ale nie używa niemieckiego absolutnie wcale, dlatego rozmawiałam z moim kuzynostwem w języku angielskim. Ja miałam angielski w szkole, a oni mieli angielski w szkole i tak jak się spotykaliśmy, a spotykaliśmy się rzadko, to mówiliśmy do siebie w języku angielskim.
Zaczęłam rozmawiać z ciocią na temat w ogóle jej wyjazdu, jak to wyglądało i dlaczego Niemcy. I tak naprawdę zaczęła opowiadać mi o tym, że w sumie jej rodzina, rodzina od wujka naszego wyjechała tam wcześniej i bardzo się często okazywało, że faktycznie takie śląskie rodziny często wyjeżdżały do Niemiec. Ja pochodzę ze Śląska, moja rodzinę jest cała tutaj też na Śląsku. No większość. Są niektóre niektórzy, niektóre osoby, które wyjechały gdzieś tam dalej w Polskę, ale większość z nas na pewno wychowała się na Śląsku i tak też było właśnie z moją ciocią. I moi dziadkowie, którzy też pojechali do Niemiec, też się bardzo zmagali z tym, żeby tam w ogóle wyjechać legalnie itd. Ale to były czasy, w których na Śląsku tak z pokolenia na pokolenie był przekazywany język niemiecki, więc uczono się niemieckiego w domu, mówiono po niemiecku w domu. Więc to jest taki obraz rodziny, którego ja nie kojarzę z moich doświadczeń. Nie wyobrażam sobie w domu mówić w jakimkolwiek innym języku niż po polsku, ale faktycznie Śląsk był pod zaborami niemieckimi przez długi czas i to na pewno odegrało bardzo istotną rolę, szczególnie w tamtych czasach na to, jakim się posługiwali Ślązacy językiem w domu. Bo jednak gwara śląska też jest połączeniem polskiego z niemieckim, więc jakby to wszystko się z tego faktycznie wzięło. Zaczęłam rozmawiać na temat tego faktycznie, jak wyglądał ich wyjazd, jak to wyglądało w 88 roku i opowiadała mi o moim wujku Romku, który niestety już nie żyje, ale opowiadała mi o jego rodzinie i o tym jak oni... On tam pojechał na chwilę, najpierw żeby zobaczyć jak tam jest i potem zabrał moją ciocię i moje kuzynostwo ze sobą do Niemiec. Ich wyprawa wyglądała tak, że oni wyjeżdżali tylko w tzw. odwiedziny w cudzysłowie mówiąc w odwiedziny do rodziny, z których nigdy nie wrócili. Tak wyglądał ich wyjazd. I tak tam zostali. I mimo tego, że mieli tam rodzinę i że mieli tak zwaną kwaterę bym powiedziała tak się to mówi... Tak bym to opisała, ponieważ każdy z nas, każdy Polak wyjeżdżający szuka po prostu takiej gdzieś kotwicy, takiej osoby, która mogłaby w pewnym momencie pomóc im przejść z Polski do tamtego kraju, czyli pierwszy taki kontakt z tym nowym światem i wtedy ta osoba jest dla nas taką trochę kotwicą. Bo się okazuje, że po prostu możemy gdzieś, gdzieś po prostu na samym początku się znaleźć i jest ktoś, kto nam może pomóc w pewnych sytuacjach. U mnie było dokładnie tak samo i są to.. U mnie byli to znajomi mojego chłopaka, którzy jeśli to słuchają to ich serdecznie pozdrawiam. Jeśli chodzi o moją ciocię to faktycznie była to rodzina po stronie, po stronie mojego wujka, więc z tamtych dzięki nim tak naprawdę oni pojechali tam i mogli się tam jakoś... Jakoś rozpocząć w ogóle życie w Niemczech.
Jak się zapytałam cioci jakie miałam wrażenia na samym początku, to mówiła, że ona pamięta ten strach i że była wystraszona bardzo i bała się wszystkiego. I takie rzeczy normalne jak pójście do sklepu czy czy pójście do lekarza gdzie, gdzie robiło się to na porządku dziennym w Polsce to ona bała się w ogóle takich rzeczy robić. I ja pamiętam, że ja miałam bardzo podobne odczucia, bo to wszystko dzieje się w innym języku nagle. I myślę, że to jest, to jest ten moment, w którym próbujemy się gdzieś tam odnaleźć i zabełkotać gdzieś tam w tym nowym języku, żeby załatwić sytuację i załatwić sprawę. Czy to jest urząd, czy to jest lekarz. Moja ciocia ma dwójkę małych dzieci jak tam się pojawiła, także myślę, że wypady gdzieś tam do lekarza były dość dość częstym zjawiskiem. No i przy okazji na pewno jej bardzo zależało na tym, żeby lekarz dał dobry, dobry lek dla dziecka, żeby wytłumaczyć dokładnie lekarzowi jak się dziecko czuje, jakie ma objawy itd. Więc na pewno w nowym języku było bardzo trudne. Z tego co wspomina mówiła, że ona nie znała niemieckiego i parę razy mi to wspomniała na naszej rozmowie, że jeśli ktokolwiek myśli o wyjeździe do Niemiec, to język, język, język! Muszą się najpierw uczyć języka, żeby żeby nie popełnić tych jej błędów, które które ona popełniła, bo pojechała tak naprawdę do Niemiec bez, bez języka. I mówiła, że niemieckim, że życie nauczyło ją niemieckiego. Tak mówiła, że tak to wyglądało. I właśnie takie sytuacje, sytuacje związane z lekarzem czy mówiła o wywiadówce, rozmowy z lekarzami, mówi, że to były bardzo stresujące sytuacje, ale to były momenty, w których ona się uczyła niemieckiego. Razem ze swoim, razem z wujkiem, ze swoim mężem stwierdzili, ustalili sobie, że w domu będą używać języka niemieckiego, więc do dzieci mówili w języku niemieckim. I ona uczyła się tego niemieckiego ze swoimi dziećmi. One chodziły, zaczęły chodzić do szkoły, więc zaczęły przynosić jakieś tam lektury i zdania i tak dalej. Też mówiła, że nieraz im próbowała pomóc, zrobić jakieś, odprawić zadanie, a okazało się, że źle powiedziała dziecku czy coś tam. No i myślała, że dobrze jest wszystko napisane, a jednak dziecko przyszło z błędem w zadaniu, więc uczyła się takich rzeczy przez swoje dzieci i od małego im, od małego mówiła do nich po niemiecku. Od maleńkości. Na pewno... Myślę, że ja się zastanawiałam nad tym, czy tak powinno być. Sama nie doszłam do tych wniosków jeszcze. Myślę, że ja bym chciała, żeby moje dzieci znały polski. Myślę, że to jest bardzo indywidualna sprawa. Ciocia wspominała o tym, że mówili, że wyzywali Polaków w Niemczech, że że mówi na nich shweine, shweine. Tak, tak nazwała shweine Polaki. Nie wiem, czy to oznacza, że że świnie, Polacy, polskie świnie czy coś takiego. Kto zna niemiecki, to na pewno skojarzy to słowo. I dlatego też unikała polskich rzeczy. Unikała pokazywania tego, że jest Polką. Mówiła, że nie wstydziła się tego, że jest, że jest Polką, że urodziła się tam i tak dalej, ale unikała pokazywania tego na zewnątrz, żeby żeby nie została gdzieś tam wyzwana. I przez to też właśnie zaczęła, uczyła dzieci i mówiła do swoich dzieci tylko i wyłącznie w języku niemieckim.
Ja podzielam moje zdanie jeśli chodzi o to, że życie nauczyć się języka. I myślę, że to jest naprawdę prawda. Bo nawet jeśli ja ucząc się angielskiego w szkole przyjechałam do Wielkiej Brytanii, to ten angielski wyglądał inaczej niż nam go w Polsce w szkole przedstawiali. I tu chodzi przede wszystkim o akcenty. Gramatyka języka jest taka sama. Mam nawet wrażenie, że że w Polsce pokażą ci wszystkie czasy 16 czasów angielskich, a przyjeżdżasz do Wielkiej Brytanii a oni używają tylko czterech. Myślę, że to akurat z każdym językiem tak wygląda. No bo jednak przy rozmowie mamy do wykorzystania jeszcze inne narzędzia, tak? Komunikację niewerbalną, gestykulację czy same nasze intencje w rozmowie, czy emocję, którą którą wyrażasz, którą trzymasz sobie podczas wypowiedzi jest odczuwalna przez tą drugą osobę, tak? Więc w wypowiedzi mamy nie tylko do dyspozycji sam język, ale przede wszystkim te niewerbalne elementy, niewerbalne narzędzia, gesty i wyrazy twarzy itd., dlatego myślę, że zawsze taki mówiony język różni się od pisanego języka. I jest różnica. A przy okazji to, że uczymy się określać pewne rzeczy w odpowiedni sposób z pokolenia na pokolenie. Takie potoczne stwierdzenia na różne tematy. A czy one są gramatycznie poprawnie? Nie, nie zawsze tak to wygląda, prawda? Więc Więc dlatego myślę, że to są takie fajne językowe niuanse. W ogóle języki są bardzo, bardzo ciekawe. Każdy, każdy język ma w sobie coś fajnego. A myślę, że nasz polski jest jeszcze na tyle fajny, ponieważ ja uważam, że polski język jest bardzo kreatywnym językiem. Mamy mnóstwo słów, które określają jedną rzecz, a jak już nawet spojrzymy na nasze przekleństwa. Ja wiem, że to taki dziwny przykład, ale tyle ile my mamy przekleństw i ile łączymy z nimi słów, ile pierwszą część słowa zmieniamy i to już co innego. Końcówkę zmieniamy i to znaczy co innego. Więcej. Naprawdę jesteśmy kreatywni jeśli chodzi o słowotwórstwo. Gdzie np. w Anglii porównując angielski, aż tak kreatywni jeśli chodzi o słowotwórstwo Anglicy nie są i nawet jeśli chodzi o przekleństwa to mają kilka tam takich swoich i tak dalej, ale Polacy ewidentnie przodują jeśli o to chodzi.
Co jest fajnego w posługiwaniu się dwoma językami, to to, że to w jakim języku myślisz zależy od pewnych bodźców zewnętrznych. Nie wiem czy przeżyliście coś takiego, ale ciocia potwierdziła moje przemyślenia, bo ona posługuje się polskim i niemieckim. Ja się posługuję polskim i angielskim i ja też w tych językach myślę. To nie jest tak, że ja tylko mówię w tych językach i piszę w tych dwóch językach, ale ja też myślę w tych dwóch językach. I to jest strasznie fascynujące, że nasz mózg w ten sposób działa. I zaczęłyśmy rozmawiać na temat tego, w jakich sytuacjach myślimy po po polsku, a w jakich myślimy właśnie w obcym języku. I ona powiedziała mi coś takiego, że jak była mała, to jednak chodziło się na religię itd. I wszystkie modlitwy, które gdzieś tam się zakuwało po prostu na pamięć, to mówiło się po polsku, tak? I nauczyłaś nauczyłyśmy się ich po polsku po prostu. I to było gdzieś tam zakodowane za dziecka w naszej głowie. I mówi mi, że jak czasem pójdzie do kościoła, albo jest jakaś jakaś rodzinna, rodzinna sytuacja, mimo tego, że to jest inne wyznanie, ale modlitwy, których używają, to są te same modlitwy, które my znamy z Polski. I ona powiedziała nawet, że jak już zaczynają mówić jedną modlitwę i ona wie, że to z "Ojcze nasz", to ona po prostu mówi ją po polsku. I to są takie fascynujące rzeczy, jeśli chodzi o dwujęzyczność, bo jednak modlitwy, których uczyliśmy się jako dzieci, to jest to, to jest też, że to było zakodowane za dziecka te wszystkie słowa i te regułki. I nagle gdzie ona jest już dorosłą kobietą i stoi w kościele, gdzie jest msza w innym języku, to jest tylko bodziec, który przypomina jej, że to jest Ojcze nasz i ona automatycznie przechodzi na język polski i mówi te słowa w języku polskim i ona je wszystkie pamięta i mówi, i mówi nawet podświadomie. To jest tak trochę też, że że się tyle razy za dziecka mówiło, że po prostu słowa same wychodzą z ust. Niekoniecznie my nie kontrolujemy tego do końca też nie? Że to są takie regułki, które gdzieś tam były wpajane nam w głowie i tak to potem wygląda. Więc to są takie śmieszne sytuacje. Ja myślę, że w sytuacjach dla mnie np. stresujących, mój mózg od razu też się przestawia na język polski. Chcąc nie chcąc to jest tak jakby trochę taki nasz, taki nasz, to jest nasz ojczysty język, więc taka podstawa naszego istestwa.. Jestestwa, naszego istnienia. Teraz też próbowałam, próbowałam zabłyszczeć z językiem polskim, a już się zaczęłam znowu jąkać, widzicie? Więc to jest kwestia tego, że że takie rzeczy niektóre gdzieś tam w takich stresujących sytuacjach czy takich zakodowanych za dziecka, gdzieś tam nasz mózg automatycznie wraca do tych pierwotnych ustawień pierwotnych ustawień, czyli tego naszego pierwotnego języka, czyli języka polskiego.
To, co lubię w ogóle pokazywać, czy to na mediach społecznościowych, czy z ludźmi, z którymi rozmawiam, to to, że posługiwanie się dwoma językami jest naprawdę fascynujące i w momentach, kiedy one się zaczynają mieszać jakby nie, nie odbierała bym takich rzeczy bardzo negatywnie. To jest dla mnie taka... wiecie jak ja bym to opisała? Zaleta! To jest taki dobry znak, że mówisz, że jak zaczynasz się jąkać, zaczynasz się zastanawiać, czy to, co powiedziałam ma sens, czy to jest dobre słowo, które użyłam, że wplotła ci gdzieś do polskiego zdania słowo z innego języka. To dla mnie takie dobre znaki, że twój mózg działa na podwójnych obrotach. Po prostu w dwóch językach. I bardzo lubię pokazywać właśnie, że miesza się ten język. I mimo tego, że ja mówię biegle po angielsku i po polsku, to naturalne jest, że po prostu te dwa języki się w pewnych momentach mieszają albo się układa zdanie w jednym w porządku, drugim, drugiego języka. Bardzo często zdarza mi się ułożyć zdanie po polsku w takim typowym szyku zdania angielskiego i się zastanawiam, czy to w ogóle miało sens to, co ja powiedziałam. Także są takie sytuacje.
Zaczęłyśmy z ciocią rozmawiać na temat tego, jak Polacy się prezentują w innych krajach i okazuje się, że jest bardzo wiele podobieństw między tym, jak to wygląda w Wielkiej Brytanii w tych czasach i jak to wyglądało w Niemczech właśnie pod koniec, tam gdzieś w latach 90, czy nawet do teraz i I jednym z takich naprawdę podobnych faktów było to, że Polacy lubią, lubią zostawać w swoich grupach, czyli trzymać się między Polakami. I ja wiem, z czego to wynika. Bo to wynika przede wszystkim z tego, że się boimy wychodzić na głęboką wodę i nasz mózg naturalnie... on jest tak skonstruowany, żeby zawsze wybierać najłatwiejszą drogę do pewnych rzeczy. Jeśli jesteśmy w stanie po prostu żyć w danym kraju i przejść przez jak najmniejszą zmianę, to tą drogę wybieramy. Nasz mózg automatycznie zauważa to i kieruje nas w tę stronę, więc to jest normalna rzecz. Z czego ja osobiście uważam, że jeśli chce się żyć w danym kraju latami, wiążę się z tym krajem przyszłość to naprawdę, naprawdę, naprawdę, naprawdę polecam wyjść z tej polskiej społeczności i mieć więcej możliwości używania obcego języka gdziekolwiek jesteście i zanurzenia się w ich kulturze. I myślę, że to jest naprawdę bardzo istotne, bo my mamy bardzo dużo wartości jako Polacy, które możemy pokazać i zaoferować światu, w tym w tym kraju, w którym jesteśmy. Ale to działa też na odwrót. Myślę, że te mentalności kultur i społeczeństw, w których żyjemy, dają nam możliwość wzbogacenia tego, tej naszej polskości. I myślę, że to jest naprawdę mega fajna rzecz takiej, takiego mieszania kultur. I naprawdę fajne rzeczy z tego potrafią wyjść. I to bardzo zmienia perspektywę, naszą perspektywę na świat.
I właśnie też o to zapytałam moją ciocię. Jak uważa, że zmieniła, jak ona uważa, że zmieniła się jej osobowość? Czego się nauczyła na emigracji? I powiedziała mi przede wszystkim, że zrobiła się bardziej otwarta na świat i że odczuła w swoim życiu więcej możliwości, przede wszystkim zwiedzania świata. Nie przypomina sobie, że tam gdzieś ludzie jeździli za czasów, kiedy ona była w Polsce, żeby ludzie jeździli na jakieś wakacje i zwiedzali świat. Gdzie ona to w Niemczech mogła robić od momentów, gdzie tam, wiecie, załapała jakąś pracę i stać ja było po prostu na to, żeby jeździć tam czy siam i zwiedzać faktycznie świat i pokazywać swoim dzieciom też kawał świata. Więc to jest też bardzo fajne. I podróże są takie kształtujące. To są piękne doświadczenie, które warto przeżyć. I we mnie też się obudził...Taki trochę, taki trochę, taka trochę odkrywczy świata i też mam ochotę po prostu pojechać w siną dal, nie planować nic, ale jechać i oglądać i patrzeć jak ludzie żyją i nabrać trochę perspektywy do samego siebie i podbudować trochę swoją osobowość, bo na pewno podróże i wyjazdy są bardzo kształtujące, jeśli właściwie o to chodzi.
Zapytałam się cioci też, tak jak wszystkich moich gości, których mam tutaj na podcastach, których zapraszam tutaj i z nimi rozmawiam, czy czują, gdzie jest ich dom, jak czują, gdzie jest ich dom. I ciocia odpowiedziała mi na to w taki dla mnie trochę zaskakujący sposób, ponieważ mimo tego, że wiedziałam co się u cioci działo i jak wyglądało jej życie, jak wyglądają życie do tej pory, jakby zawsze byłam na tyle małym dzieckiem po prostu, które nie, nie rozumiało tego w taki sposób, jak rozumiem to dzisiaj. I przez to, że sama wyjechałam tak jak ciocia, potrafimy siebie zrozumieć trochę na innym poziomie. Ta nasza rozmowa właściwie na pewno była właśnie takim dowodem na to, że jak człowiek przeżyje podobne doświadczenia, to nagle się po prostu ci ludzie rozumieją na inny sposób i jeśli nie przeżyjesz podobnych doświadczeń, to nie do końca zrozumiesz, o co tak naprawdę chodzi i jak to w ogóle wyglądało. Jakby nie potrafisz się z tym z tym utożsamić, co ta osoba, z którą rozmawiasz przeszła. Myślę, że nas z ciocią połączyło na nowo, właśnie na nowo w nas połączył temat emigracji. I ta rozmowa była naprawdę dla mnie była takim troszkę zaskoczeniem, bo moja ciocia wygląda jak moja mama, tylko taka młodsza wersja mojej mamy, a ja z moją mamą nie rozmawiałam nigdy na takie tematy. Nagle rozmawiam z ciocią, która przeżyła bardzo podobne doświadczenia i to było dla mnie fajne zjawisko, bo jednak to jest trochę tak, jakbym rozmawiała po prostu z inną wersją mojej mamy. To było takie fajne.
Wracając do motywu czucia się jak u siebie i i zdecydowania się gdzie jest nasz dom. Ja spodziewałam się, że ciocia odpowie mi, że Niemcy są jej domem. Jednak żyje tam już od 35 lat, ale zaskoczyła mnie trochę jej odpowiedź, ponieważ powiedziała mi, że długo nie wiedziała gdzie jest jej dom. Długo nie wiedziała gdzie jest jej dom. Przeprowadziła się tam w 1988, 35 lat temu. W 2003 roku zmarł mój wujek, więc ciocia musiała na nowo postawić się na nogi. O własnych siłach nagle musiała stanąć w swoim życiu i powiedziała, że to był moment, w którym dopiero nauczyła się do porządku w ogóle języka niemieckiego, bo miała więcej styczności z Niemcami. To jest raz. I tak naprawdę mówiła o tym, że dopiero jak stanęła na własne nogi, to poczuła, że jest u siebie w domu. I to było dla mnie, to była dla mnie taka zaskakująca odpowiedź. W ogóle rozmawiając z różnymi osobami ostatnio przez ten podkast tak naprawdę zauważyłam zauważyłam to, że czasami bywa tak, że te najciemniejsze i najcięższe chwile naszego życia nadają naszemu życiu sens. I myślę, że na pewno te doświadczenia, przez które przeszła moja ciocia, na pewno były czymś takim. Emigracja dla dla każdego wiąże się z czym innym i na pewno na początku nie jest nam najłatwiej. Na pewno są to duże sprawdziany w tych pierwszych latach na emigracji dla każdego, ale myślę, że w tych momentach wyciągamy największej, najwięcej wniosków i wyciągamy największe życiowe lekcje. Myślę, że to są rzeczy, które mamy przejść, które po prostu powinniśmy przejść, żeby zrozumieć coś innego albo obrać inny kierunek w życiu, więc to jest takie fajne.
Ciocia powiedziała taką jedną rzecz, którą aż sobie musiałam zapisać i tu ją zacytuję. Powiedziała mi coś takiego "Życie jest jak pociąg. Każda stacja ma sens. Czasami o jednej trzeba zapomnieć, żeby wjechać na drugą." No i po prostu ciary nie przeszły, jak mi to ciocia powiedziała. Bo to jednak tak w życiu czasami, czasami właśnie tak wygląda i też ciocia to wszystko porównała właśnie do pociągu. Bardzo fajna metafora. Bardzo mi się to podobało, co powiedziała.
Przede wszystkim mówiła o tym, że przechodząc przez te wszystkie różne emigracyjne doświadczenia, najważniejsze co trzeba zrobić, to uwierzyć w siebie i odważnie iść przez życie. I to jest coś, co na pewno ja z ciocią, z czym się z ciocią naprawdę zgadzam, bo naprawdę czasami najpierw trzeba uwierzyć w siebie i zebrać całą swoją odwagę, żeby faktycznie zrobić to, co chcemy zrobić i co nam się wydaje czasami niemożliwe. Bo tak naprawdę okazuje się, że to strach nas ogranicza w wielu, wielu rzeczach i te rzeczy naprawdę nie są takie niemożliwe. To tylko nasza wyobraźnia, nasza perspektywa nas ogranicza. Także uwierzmy w siebie, my wszyscy na emigracji, uwierzmy w siebie. Z tym dzisiaj zostawiam. Miłego dzionka.
***
[Zakończenie]
Dzięki za wysłuchanie odcinka podcastu Na Obczyźnie. Jeśli jest temat bliski Twojemu sercu i masz ochotę posłuchać takich treści, zapraszam Cię tutaj co tydzień w środę. Kliknij obserwuj bądź subskrybuj, żeby być na bieżąco. A jeśli masz problem z barierą językową, to hej, mam dla Ciebie prezent. Wejdź na Alanaobczyznie.com, żeby ściągnąć moją listę najlepszych według mnie aplikacji do nauki języka obcego. Ściągaj za darmo i korzystaj. A tymczasem słyszymy się za tydzień w środę.
Ściskam z daleka,
Ala
P.S.
Chcesz mieć wpływ na ten podcast? Dołącz do kanału na telegramie, gdzie możesz wyrazić swoją opinię i pomóc mi go ulepszać!